Sytuację w służbie zdrowia można określić jako patową. Przedstawiciele komitetu strajkowego i dyrekcja szpitala z władzami miasta spotkała się po raz ostatni 29 maja. Miasto nie jest stroną w tym sporze, jednak przez cały czas trwania akcji strajkowej trzyma rękę na pulsie. Chodzi bowiem o dobro mieszkańców, dla których strajk w służbie zdrowia powinien być jak najmniej uciążliwy. Podczas ubiegłotygodniowego spotkania władze miasta poleciły dyrektorowi Szpitala Miejskiego przedstawienie pisemnej informacji, z której będzie wynikało, kiedy szpital w razie przedłużającego się strajku utraci płynność finansową.
Miasto zaproponowało strajkującym podwyżki, do czasu konkretnych rozwiązań rządowych. Na ten cel szpital musiałby jednak zaciągnąć kredyt, którego poręczycielem byłoby miasto. Strajkujący tej propozycji nie przyjęli.
- Miasto chce pomóc, robi, co może, ale ta propozycja jest nie do przyjęcia. Kredyt zbytnio obciążyłby szpital- mówi Tomasz Underman- przewodniczący Zarządu Terenowego OZZL w Rudzie Śląskiej- Strajk wymierzony jest przeciw systemowi i ciągle czekamy na propozycje rozwiązań rządowych. Akcja się rozszerza, stają coraz to większe szpitale. Nie cofniemy się. Za dotychczasowe pieniądze do tego szpitala nie wrócimy. Jeśli szpital upadnie to trudno. O to trzeba będzie oskarżyć Warszawę. Jeśli skończą się pieniądze z Narodowego Funduszu Zdrowia, zorganizujemy w szpitalu referendum. Pracownicy zdecydują, co dalej z akcją strajkową.
W tej chwili, chociaż szpital pracuje w trybie ostrego dyżuru i wykonywane są wyłącznie procedury ratujące życie, Narodowy Fundusz Zdrowia płaci za tak zwane nadwykonania. Taka sytuacja w przypadku rudzkiego szpitala powinna się jeszcze utrzymać przez dwa tygodnie czerwca. Kolejne transze z Narodowego Funduszu Zdrowia będą przychodziły pomniejszone o niewykonane procedury. W szpitalu może zabraknąć pieniędzy.
W.T.
Artykuł pochodzi z tygodnika "Wiadomości Rudzkie". Zapraszamy do lektury w każdą środę.